Wengen i dolina Lauterbrunnental

Wengen i dolina Lauterbrunnental są dziwne. Niby nie ma tu aż tak spektakularnych widoków, ale dzień spędzony w tej okolicy wprawia człowieka w stan oderwania od rzeczywistości, zapatrzenia, rozmiłowania w tych zaśnieżonych szczytach i soczyście zielonych, ukwieconych łąkach.


Mój sposób na podróże po Szwajcarii to Swiss Travel Pass. Bilet ważny jest przez miesiąc przez określoną liczbę dni. W danym dniu od 00:01 do 23:59 można podróżować koleją, ile tylko dusza zapragnie. Dlatego co weekend, w sobotę, wybieram się na jednodniową wycieczkę.

W tym tygodniu zapragnęłam wybrać się na Jungfraujoch, jednak szybko przeszła mi ochota, jak tylko dotarłam do Wengen i chciałam kupić bilet na dalszą część podróży (mimo wspaniałości Travel Passa, nie obejmuje on bardzo turystycznych tras). Okazało się, że pomimo zniżki 50%, jaką gwarantuje Travel Pass, musiałabym zapłacić 150 franków... Nie zraziłam się tym jednak, ponieważ już po dotarciu na stację kolejową Wengen, poczułam, że to miejsce ma duszę! Wybrałam się zatem do centrum turystycznego, gdzie dostałam mapkę z pobliskimi trasami i zaczęłam trekking.

Najpierw wybrałam się na Hunneflue, skąd widać panoramę doliny Lauterbrunnental. Schodziłam tzw. trasą Leiterhorn, do Wengen.






W miasteczku okazało się, że dzień nie minął jeszcze nawet w połowie, więc wybrałam się w przeciwną stronę, trasą do Staubbachbankli. To tam tak naprawdę zaczęłam się na serio zachwycać. Trasa w dużej mierze prowadzi obrzeżami Wengen i można oglądać zabudowę wioski. Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie naprawdę tu żyją i mieszkają w tych chatynkach, i dbają o te przepiękne ogródki cudownie wkomponowujące się w zieleń alpejskich zboczy.




Po ponownym zejściu do centrum Wengen okazało się, że mam czas jeszcze na jedną trasę, więc na koniec skierowałam się na Monchblick, które jest kolejnym punktem widokowym na doliny Lauterbrunnental.







Po tych trzech trasach rozchodziłam się już zupełnie, więc zamiast wrócić do Wengen na pociąg, stwierdziłam, że pochodzę sobie jeszcze z godzinkę i zejdę w dół do Lauterbrunnen. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł, bo trasa wiodła mocno w dół, a nauczona doświadczeniem z zeszłego tygodnia, bardzo chciałam uniknąć obciążania mięśni ud. No, niestety... (Chociaż zmiana techniki schodzenia spowodowała, że uda są w jak najlepszej kondycji, za to łydki mają się kiepsko.)



W Lauterbrunnen mogłam z bliska obejrzeć wodospad, który podziwiałam przez cały dzień z różnych perspektyw.


Za tydzień ruszam w kolejną trasę! Jest jeszcze tyle miejsc do zobaczenia...

Komentarze

  1. Piękne zdjęcia. Ciśnie się na usta: jolijoli jichu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty